Dobre zioła
- Wydawnictwo: Vivante
-
Dostępność:
Wysyłka w 24 godziny
- Autor: Rachel Landon
- Wydawca, rok wydania: Vivante, 2018
- Liczba stron : 304
- Oprawa i wymiary: miękka, 165 x 235 mm
- ISBN: 978-83-66074-83-5
- egz.
- 30,90 zł
Eliksir młodości w zasięgu Twojej ręki!
Odkryj nowoczesne sposoby na korzystanie z mocy drzemiącej w roślinach!
Zawarte w niektórych roślinach adaptogeny są porównywane do termostatu regulującego pracą organizmu, ponieważ działają uspokajająco podczas stresujących sytuacji oraz ułatwiają wyzwalanie energii w czasie osłabienia.
Rachel Landon wnikliwie opisuje najlepsze dla zdrowia zioła i uczy, jak z nich korzystać. Dzięki tej książce:
- poznasz rośliny, które mogą koić stres lub przyspieszać regenerację organizmu;
- odkryjesz, za pomocą jakich roślin wspomagać produkcją kortyzolu, który spowalnia proces starzenia;
- nauczysz się przyrządzać kosmetyki i zdrowotne napary, które odmładzają i wzmacniają.
Kiedy byłam małą dziewczynką, moja mama - osoba o praktycznym podejściu do życia - pokazywała mi rosnące przy naszych żywopłotach oraz w ogrodzie różne liście i kwiaty, które pomagały na obtarcia na kolanach lub swędzące miejsca po ukąszeniu owadów. Na takie dolegliwości mama robiła okład z wody oczarowej, którą trzymała w buteleczce za kuchennym radiem i stosowała na wszystkie nasze stłuczenia i siniaki - wciąż pamiętam cierpki zapach tego specyfiku. Mama nauczyła mnie, że jeśli na skórze pojawi się pokrzywka, można ją pocierać porwanymi liśćmi szczawiu do momentu, aż skóra zabarwi się na zielono. Z zielonymi opuszkami palców czułam się, jakbym potrafiła czarować!
Cieszyłam się z więzi, jaka wytworzyła się między mną a mamą podczas tych cennych chwil spędzanych razem na łonie natury, gdy w milczeniu zrywałyśmy jeżyny rosnące wzdłuż torów biegnących wśród pól za naszym domem. Jesienią przygotowywałyśmy miejsce pod ognisko, sprawdzając najpierw, czy nie zagrzebały się w nim jakieś zasypiające na zimę jeże. W takich chwilach mama stawała się zupełnie inną osobą niż ta, którą znałam na co dzień. Życie mojej mamy nie należało do najłatwiejszych: była starsza od większości matek w latach siedemdziesiątych, do tego odnosiła sukcesy w biznesie i sama wychowywała czworo dzieci. Jej młodość przypadła na lata II wojny światowej - zrozumiała wtedy, że musi nauczyć się sama dawać sobie radę i jakimś cudem, w szalonym wirze swego zabieganego życia, znajdowała czas na zajmowanie się ogrodem - osiągnęła nawet poziom wprawnej sezonowej ogrodniczki! Mieszkaliśmy w miejscowości oddalonej o pół godziny drogi samochodem na północny wschód od Manchesteru. Nasze siedlisko było dawniej gospodarstwem. Między porośniętymi bluszczem stodołami i opuszczonymi chlewniami a ogrodem różanym mama znalazła kawałek ziemi, na którym uprawiała wszystkie nasze owoce i warzywa, które rosły równo w długich rzędach otoczonych glinianym ogrodzeniem.
Do moich obowiązków należało (nie licząc zbierania jajek u pana Worsleya, farmera mieszkającego dwa gospodarstwa dalej) kopanie ziemniaków i zrywanie zielonego groszku na domowy podwieczorek. Był to dla mnie czas beztroski. Wieczorami lubiłam samotnie przesiadywać na schodach przed tylnym wejściem do domu i rozkoszować się ostatnimi promieniami letniego słońca, przebierając jednocześnie włochate owoce agrestu i usuwając z nich ogonki. Albo wyjmując kciukiem ziarenka groszku ze strąków i zjadając ich przy tym więcej, niż trafiało do miski... W weekendy spędzaliśmy popołudnia, zakładając siatki na maliny, aby uchronić je przed gawronami gnieżdżącymi się na wysokich dębach wznoszących się nieopodal. Ta niewielka dawka wiedzy o przyrodzie działała na mnie uzdrawiająco i stanowiła zalążek mojego późniejszego zamiłowania do ziół.
Dziś sama mam czworo dzieci - od nastolatka po niemowlę - o różnych emocjonalnych oraz bardziej przyziemnych potrzebach. Staram się wzmacniać swoje pociechy preparatami ziołowymi, środkami na bazie kwiatów, homeopatią i własnoręcznie przygotowanymi balsamami. Mój dziesięciolatek uwielbia słoiki wypełnione suszonymi ziołami i bursztynowe butelki z nalewkami ziołowymi, woskiem pszczelim i olejkami eterycznymi. Uważa, że są to bardzo magiczne przedmioty, i chociaż mieszkamy w Londynie, staram się pokazywać dzieciom wszystkie dzikie zioła wyrastające co sezon przy naszym żywopłocie: liście pokrzywy i czosnek niedźwiedzi wczesną wiosną, krwawnik pospolity i jeżyny późnym latem oraz jadalne kasztany i owoce głogu w krótkie zimowe dni. Staram się im zapewnić więź ze środowiskiem naturalnym, które czasami jest nam tylko trochę trudniej znaleźć.
Moja droga do zostania zielarką zaczęła się w domu: przy boku mamy, w ogrodzie i na polach ciągnących się za domem, gdzie czułam prawdziwą swobodę. Zboczyłam jednak z tej drogi, kiedy skończyłam szkołę w Londynie i przeniosłam się do Paryża, podejmując na początku lat dziewięćdziesiątych pracę modelki. Występując na pokazach w Paryżu, w Londynie i w Nowym Jorku, przez cały czas podróżowałam, nieustannie wskakując do kolejnego samolotu, pędząc z jednego lotniska na drugie, w biegu zmieniając hotele i miasta, przyjeżdżając do nowego miejsca późno w nocy i budząc się przed świtem, by na sesji zdjęciowej złapać najlepsze światło.
Przez większość czasu czułam się bardzo samotna i przytłoczona. Żyłam na pełnych obrotach. Nie było telefonów komórkowych ani Wi-Fi, więc z najbliższymi musiałam się kontaktować za pośrednictwem telefonów publicznych, dzwoniąc nieraz z zupełnie nieoczekiwanych lokalizacji. Teraz, gdy wspominam tamten okres, rozumiem, że doprowadził mnie do miejsca, w którym jestem dziś, ale wtedy byłam kłębkiem nerwów! Dopiero przekroczyłam dwudziestkę i wciąż próbowałam odnaleźć się jako kobieta, ale życie w stresie oraz w permanentnym stanie gotowości zaczęło negatywnie wpływać na moje ogólne samopoczucie, prowadząc do zaburzeń gospodarki hormonalnej, zwiększenia poziomu niepokoju, ataków paniki, a także problemów z trawieniem.
Wszyscy dookoła - moi agenci, znajomi, koledzy i koleżanki z pracy oraz rodzina - uważali mnie za szczęściarę, zazdroszcząc mi życia, jakie prowadziłam, ale to tylko pogłębiało moje poczucie winy i niepokój - nie podzielałam tego poglądu i nie potrafiłam cieszyć się chwilą. W latach dziewięćdziesiątych nikt nie diagnozował nerwowości czy ataków paniki, zwłaszcza w świecie modellingu, w którym wrażliwość przeciwstawiano pewności siebie.
Każde zlecenie traktowałam jak osobiste wyzwanie: starałam się poradzić sobie jak najlepiej i byłam podekscytowana podczas sesji, ale po ich zakończeniu załamywałam się, byłam wykończona, co odbijało się na funkcjonowaniu moich nadnerczy. W paryskiej agencji uważano mnie za wariatkę, która nie potrafi docenić tego, że jest wybierana do najbardziej znaczących zleceń. Pracującym tam ludziom nie mieściło się w głowie, że mogę sobie nie radzić, więc postanowiłam przewartościować swoje życie i zacząć dbać o siebie najlepiej, jak tylko zdołam - począwszy od zdrowej diety.
W tamtych czasach w Paryżu nie było jeszcze mody na zdrowe jedzenie, a częste gotowanie nie wchodziło w grę. W mieście było parę barów serwujących soki i kilka sklepów ze zdrową żywnością, ale znalezienie ich graniczyło z cudem. Mnie udało się odkryć lokal będący pod tym względem prawdziwą perełką - mieścił się na pięknym placu za kościołem w dzielnicy Saint Germain. Można tam było dostać najlepsze pełnowartościowe, nieprzetworzone posiłki i codziennie podawano inne danie. Cotygodniowe wizyty w tej restauracji zaczęły działać kojąco na mój organizm.
Zaczęłam znów interesować się ziołami, wśród których się wychowałam, oraz stosować je na problemy z trawieniem i zasypianiem. Postanowiłam zrobić przerwę w karierze i odbyć kurs wegetariańskiego gotowania w kulinarnej szkole Cordon Vert w Anglii. Ukończyłam pierwszy etap, ale w tamtych czasach dieta wegetariańska opierała się głównie na daniach z jajek i słodkich wypiekach, instynkt zaś podpowiadał mi, że nie tędy droga.
W 1994 roku zamieszkałam po drugiej stronie Atlantyku - w Nowym Jorku. Skończyłam właśnie 24 lata i w moim życiu trwała rewolucja związana z poprawą zdrowia i prawidłowym odżywianiem. Byłam bardzo podekscytowana perspektywą wpływania na własne samopoczucie. Zaczęłam przygodę z jogą, piłam różnego rodzaju soki owocowo-warzywne, pochłaniałam książki o zdrowym odżywianiu i ziołolecznictwie, a wszystko po to, aby znaleźć dietę i preparaty ziołowe najlepiej dostosowane do moich potrzeb. Kiedy zaczęłam uczęszczać na kursy o podobnej tematyce, po raz pierwszy poczułam, że w zgiełku Manhattanu i świata mody odnalazłam wewnętrzną siłę i równowagę.
Po czterech latach wróciłam do Londynu z postanowieniem, że będę studiować medycynę naturalną, zwłaszcza ziołolecznictwo, i nauczę się z pomocą ziół poprawiać ogólny stan zdrowia: wspomagać ciało, umysł i duszę oraz odnajdować odpowiedni styl odżywiania i wspomagające go naturalne terapie dostosowane do indywidualnych potrzeb danej osoby. Hipokrates, którego nazywa się ojcem medycyny, uważał, że „zdrowie wymaga stanu równowagi między wpływami środowiska, sposobem życia oraz różnymi elementami ludzkiej natury, a przyroda jest lekarzem dla wszelkich chorób”.
Dziś prowadzę własną praktykę i staram się zadbać o codzienne potrzeby mojej sześcioosobowej rodziny, co nieraz wymaga uczestniczenia w trzech różnych rozmowach jednocześnie oraz odgadywania nastroju każdego domownika, niekiedy po nieprzespanej nocy. Staram się przy tym zachować równowagę między obowiązkami zawodowymi a życiem osobistym. Zdaję sobie sprawę, że wszyscy pragniemy znaleźć złoty środek, i myślę, że nieraz mi się to udaje.
Żyję na tym świecie już czwartą dekadę i wiem, jak to jest stracić bliską osobę, próbować pogodzić pracę z posiadaniem dużej rodziny, zapanować nad własnymi hormonami i planować pozostałą, trzecią część życia - zdałam sobie sprawę, że obecnie odczuwam inny rodzaj stresu niż ten, jaki przeżywałam w młodości, ale jestem zdecydowanie bardziej przygotowana na radzenie sobie z nim: lepiej się odżywiam, nauczyłam się asertywności (co nie przyszło mi łatwo), wiem, co jest dla mnie dobre, a co nie, i stosuję zioła, szczególnie adaptogeny, do balansowania mojej gospodarki hormonalnej, wzmacniania układu sercowo-naczyniowego, układu nerwowego oraz utrzymywania witalności i równowagi całego organizmu.
Jako lekarz medycyny naturalnej zachęcam ludzi do profilaktyki zdrowia - radzę, aby nie czekali ze zwróceniem się o pomoc, aż codzienność ich przytłoczy i zaczną chorować. Dlatego zainteresowałam się grupą ziół zwanych adaptogenami. Pomagają one zachować optymalny stan zdrowia w czasach, gdy stanowi to ciągłe wyzwanie, oraz ułatwiają zachowanie życiowej równowagi.
W niniejszej książce staram się w zwięzły i przystępny sposób przekazać wiedzę na temat korzyści płynących ze stosowania tych niezwykłych superziół, które wspomagają cały organizm w stawianiu czoła codziennym wyzwaniom naszych czasów.
Spis treści
WSTĘP
Adaptogeny: definicja i działanie
Jak dobrać odpowiednie superzioło do swoich potrzeb
Zanim rozpoczniesz przygodę z adaptogenami
Amla, liściokwiat garbnikowy
Ashwagandha, witania ospała
Bazylia azjatycka
Dziki bez czarny - jagody i kwiaty
Głóg
Gotu kola, wąkrota azjatycka
Herbata chińska (zielona i matcha)
Imbir lekarski
Kurkuma długa, ostryż długi
Lakownica lśnigca (żółtawa), reishi
Lukrecja gładka
Owies zwyczajny - kłoski i słoma
Owoce dzikiej róży
Pokrzywa zwyczajna - nasiona i liście
Pyłek pszczeli i propolis
Rozmaryn
Różeniec górski
Rumianek pospolity
Traganek błoniasty
Żeńszeń syberyjski, eleuterokok kolczasty
Lista sprawdzonych dostawców
Materiały źródłowe
Podziękowania